Myślenie o parze i praca z parą
– psychodynamiczne “nie wiem”?
Monika Kułynycz-Górska
Ujmuje mnie i porusza taki obraz, który znalazłam w książce Ogdena. Pisze tak, o ważnym dla niego spotkaniu grupy Balinta (dla lekarzy rodzinnych pracujących w publicznej służbie zdrowia), w której był koterapeutą: “Dobiegałem dopiero trzydziestki. (…) Podczas jednego ze spotkań doktor L, mniej więcej czterdziestoletni lekarz powiedział, że jego pacjentka nagrała wiadomość, w której informowała go, iż jej matka, starsza osoba, zmarła we własnym łóżku. Mniej więcej godzinę później doktor L. wybrał się do niej, żeby sprawdzić to. Krótko zbadał kobietę i potwierdził jej zgon. Następnie wezwał karetkę, by przewieziono ciało matki do kostnicy. Psychoanalityk, lider grupy, zapytał: “Dlaczego Pan to zrobił?” Doktor L zaskoczony pytaniem, odparł: “Bo była martwa”. Wtedy ze strony analityka padło pytanie: “Dlaczego by nie napić się herbaty z córką?” [3, s.78] Dlaczego Pan to zrobił? Dlaczego by nie napić się herbaty? Polubiłam to zdanie, ten obraz, i po części to doświadczenie – picia herbaty zamiast wzywania karetki. Zaskoczyło mnie to, że Ogden zaznacza wiek, własny i lekarza, który opisuje swoje przeżycie związane z pacjentką. Może temu szczegółowi zawdzięczam część własnej zgody na wzywanie karetki tam, gdzie już chciałabym pić herbatę? Albo gotowość picia herbaty, tam gdzie wcześniej wzywałam karetkę. Podejmując temat „Myślenie o parze i praca z parą – psychodynamiczne nie wiem?” chciałabym wspólnie z Państwem zobaczyć picie herbaty i wzywanie karetki w naszym wrocławskim psychoterapeutycznym świecie. Miałabym ochotę usłyszeć jak myślą o psychodynamicznej psychoterapii par Ci z Państwa, którzy zajmują się terapią par i rodzin, ale też jak myślą o psychodynamicznej pracy z parą Ci, którzy się tym nie zajmują. Sama należę do tych pomiędzy. Dzieląc się z Państwem tym, co wiem, tym, czego nie wiem, i tym, czego jestem nieświadoma staję się bliższa zmianie tego.
O paradoksie
Czytając książkę ”Psychoterapia par – Teoria i praktyka w Instytucie Badań nad Małżeństwem
Kliniki Tavistock” pod redakcją Stanleya Ruszczyńskiego zyskałam psychodynamiczną miłosną uwagę i odzwierciedlenie dla tej części mojego zawodowego doświadczenia, którego nie ogarniałam miłosną uwagą Krakowskiego Centrum Psychodynamicznego. Kiedy usłyszałam od koleżanki, że w oparciu o tą książkę przygotowuje dla systemowo myślących terapeutów wykład o tym, co psychodynamiczne rozumienie może wnieść do pracy z rodziną i parą, i kiedy myślałam o własnej pracy – o tym, do czego chcę wrócić po dłuższej przerwie macierzyńskiego zaabsorbowania, a do czego już nie, ożył we mnie stary paradoks: terapeuci zorientowani systemowo po szkole psychoterapii psychodynamicznej, których znam pracują już tylko indywidualnie. Terapeuci psychodynamiczni, których znam, wydają się dystansować od pracy z parą, albo mają pomieszanie w kwestii tego jak, i czy w ogóle. Z jednej strony nie dziwię się temu, z drugiej, wracając do Ogdenowskiego, a dlaczego by nie, odzyskuję zdolność dziwienia się. A dlaczego by nie myśleć o psychoterapii pary pozostając w obrębie paradygmatu psychodynamicznego, w jego krakowskim ujęciu? I tu staję przed pytaniem o osadzenie w teorii, przed złożonością, dylematem jak ogarnąć i rozszerzyć. Nie sama – stąd kwietniowe seminarium psychodynamiczne i stąd dzisiejsze spotkanie z Państwem. Inspiracją do tego (obok doświadczanej tu i na psychodynamicznych seminariach Waszej żywości), jest zapis tego, jak myśli i pracuje Tavistock, zespół/instytucja, której udaje się łączyć trzy obszary– praktykę psychoterapeutyczną, badania i szkolenia w psychoterapii. Instytut Badań nad małżeństwem Kliniki Tavistock powstał w 1948 roku. Co to był za moment w świecie naszych analitycznych dziadków? W 1921 roku w psychoanalitycznym świecie pojawiła się jedna książka Flugela “Psychoanalityczne badania nad rodziną”, której autor wyrażał żal, że tak niewiele napisano o relacji małżeńskiej, i twierdził, że jeśli miałby tę kwestię niewłaściwie opisać, wolałby raczej uniknąć zajmowania się nią [1, s.12]. Większość analityków wzbraniała się przed prowadzeniem terapii par, jak pisze Willi pozostawiając tę domenę księżom i doradcom małżeńskim, których jednak uważali za dyletantów [5, s.244]. Enid Balint i grupa jej współpracowników w 1948 zajęła się właśnie relacją małżeńską – czyniąc z niej obiekt poznania, interwencji klinicznych i badań naukowych – w oparciu o koncepcję relacji z obiektem, koncepcję identyfikacji projekcyjnej i introjekcyjnej, myśli Klein, Winnicota, Fairbbairna, Balinta, Biona i Bowlbyego. To jedna ze ścieżek historycznie prowadzących do zajmowania się terapią par, wywodząca się z analitycznego paradygmatu. Lata 40 i 50, to też czas, kiedy psychoanalitycy zaczynają pracować z rodzinami, w Ameryce – Nathan Ackerman, Don Johnson w Palo Alto, Murray Bowen w Waszyngtonie, Carl Whitaker w Wisconsin, Salvador Minuchin w Nowym Jorku. Minuchin mówił o tym tak: “Większość ludzi myśli, że terapia rodzin zaczęła się od Gregoryego Batesona, ale to mylne, w rzeczywistości zaczęła się od psychoanalizy” – od kwestionowania koncentracji jedynie na
intrapsychicznych procesach i traktowania przeciwprzeniesienia jako czynnika zakłócającego [6, s.30]. Doktor Pilecki dzielił się kiedyś taką refleksją, że większość twórców systemowego podejścia była analitykami, a więc mieli za sobą własną – udaną lub nie – analizę i cały analityczny aparat pojęciowy, przeniesieniowo-przeciwprzeniesieniowe rozumienie relacji. Nie tracili tego, nawet kiedy kontestowali podejście analityczne i rozwijali nowe koncepcje, niejako w opozycji do psychoanalizy. Polską specyfiką jest nazywanie wielu różnych szkół podejściem systemowym, choć poza Polską nazwa ta odnosi się głównie do szkoły mediolańskiej. Nie wnikając już w szczegóły na chwilę nawiążę jeszcze do systemowego paradygmatu i mojego doświadczenia w terapii rodzin i par, które jest punktem wyjścia dla tych rozważań. Zanim nauczyłam się czym jest setting w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym, doświadczyłam settingu w takim moim krakowskim systemowym Tavistock, myślę tu o zespole terapii Rodzin Krakowskiego Ośrodka Terapii (KOT-a), gdzie sesje terapii pary i terapii rodzin prowadzone były przez jednego terapeutę siedzącego w gabinecie z rodziną, i co najmniej dwóch terapeutów w drugim pomieszczeniu z lustrem weneckim i możliwością włączania się w sesję poprzez telefon odbierany przez terapeutę prowadzącego. Sesja poprzedzona była 30 minutowym spotkaniem zespołu, w trakcie którego odczytywany był zapis poprzedniej sesji i były stawiane hipotezy. Sesja trwała od 1 h do 1h 15 minut, potem była przerwa, w której terapeuta prowadzący przychodził omówić spotkanie za szybę, potem wracał jeszcze na 15 minut do rodziny z interwencją. Sesje nie odbywały się kiedy za szybą nie było zespołu. Mówię o tym, jako o pewnym standardzie i komforcie pracy wypracowanym przez zespół w publicznej instytucji prowadzącym psychoterapię w kontekście oświaty, ale też jako o obrazie bezcennego narzędzia w pracy z parą, trudniejszym do ustanowienia w warunkach rynkowych i psychoterapii prowadzonej w gabinecie. Myślę też o Ośrodku Terapii i Poradnictwa Rodzinnego, to z kolei doświadczenie prowadzenia psychoterapii w kontekście pomocy społecznej (instytucją finansującą był MOPS, znaczna część pacjentów kierowana była przez kuratorów i pracowników socjalnych), specyfiką tej pracy było również to, że część procesu diagnostycznego odbywała się w ramach wizyt domowych. Nie było lustra weneckiego. Psychoterapia pary/rodziny prowadzona była przez dwóch terapeutów, zazwyczaj mężczyznę i kobietę, co wydaje się również pewnym luksusem. W tamtym czasie superwizja pracy z parą/rodziną była grupowa lub indywidualna dla terapeuty, który był prowadzącym daną rodzinę, nie uczestniczył w niej koterapeuta. Dużej różnicy doświadczyłam, kiedy pracując z jednym z kolegów, indywidualne superwizje swojej pracy z rodziną i parą zmieniliśmy na superwizje odbywane w parze. To była jakaś intuicyjna decyzja, nad znaczeniem której nie zastanawialiśmy się wtedy, jednocześnie owocowało to w jakości pracy terapeutycznej, i ten czas, mimo chaosu rodzącego się również z bycia pomiędzy dwoma paradygmatami wspominam jako bardzo kreatywny. W tęsknocie za pełniejszym rozumieniem tego, co w relacji z pacjentem, i z potrzeby poszerzania refleksji o nieświadomość zaczęłam szkołę psychoterapii psychodynamicznej. Nie miałam dylematu w obrębie jakiego paradygmatu się odnajduję, a jednocześnie uwewnętrzniając stanowisko psychodynamiczne nie rezygnowałam z pracy z parami i z rodzinami, czując się coraz bardziej… córką, niezdolną pomieścić własne przeżywanie i pić herbatę z własnym “nie wiem”. Jednocześnie kiedy zdarzało mi się superwizować rodzinę lub parę doświadczałam jakiegoś psychodynamicznego “nie wiem”. Słyszałam: “Wcześniej czy później będzie Pani musiała wybierać”. Nie wiem, jaką nieświadomą funkcję pełniło to zdanie dla tych, którzy je wobec mnie wypowiadali. Słyszałam je, nie jako “Będzie Pani musiała wybierać między paradygmatami”, nawet nie jako: “Będzie to wybór między indywidualną pracą, a pracą z rodziną i parą”, ale jako wybór
między matką i ojcem. Ożywiało to we mnie pytanie o moje identyfikacje, o mój wewnętrzny obraz 3 edypalnymi – czyli ma ambiwalentny związek z rodzicem tej samej płci, ambiwalentny związek z rodzicem płci odmiennej i ochroniła zdolność nawiązywania relacji z parą rodziców, która z uwagi na seksualną naturę ich związku, oraz różnicę pokoleniową wyklucza dziecko z obszaru łączącej ich bliskości. W tę relację dziecko również wchodzi z miłością i nienawiścią z powodu wykluczenia. Realne małżeństwo opiera się na tej zdolności, a jednocześnie ją rozwija, w tym sensie problemy małżeńskie można rozumieć jako zmagania pary w procesie tworzenia wewnętrznej jej relacji. Uwidaczniająca się w akcie seksualnym komplementarność kobiety i mężczyzny to niezwykle silny symbol potrzeby uzupełnienia własnego self przez drugą osobę. Wewnętrzny i subiektywny proces
łączenia przeciwieństw, integracji i nieodzowny proces nawiązywania zewnętrznej, obiektywnej relacji. Jedno nie może istnieć bez drugiego. O pomieszczającej przestrzeni w związku Jeśli partnerzy utrzymują do własnego, “wystarczająco dobrego” małżeństwa stosunek miłości/nienawiści, podobnie jak utrzymywali go wobec prawdy o seksualnym związku swoich rodziców, to na continuum psychologia – psychopatologia mieszczą się w obszarze rozwoju i nieświadomych fantazji inspirujących rozwój indywidualny w parze i rozwój związku. Mają umiejętność stopniowego integrowania nieświadomych fantazji, odzyskiwania własnych projekcji i wtórnego ich uwewnętrzniania – w miarę trwania małżeństwa i dostępności jego pomieszczającej funkcji. Ich związek sam w sobie staje się czymś, co pomieszcza, tym trzecim, owocem związku seksualnego, przestrzenią, którą między sobą nieustannie tworzą, która istnieje niezależnie od nich, i której istnienie każdy z nich podtrzymuje, która działa jak opisana przez Biona funkcja alfa. Jeden z autorów książki pisze o sceptycyzmie jaki towarzyszył mu, kiedy odkrywał, że funkcja alfa odnosi się nie tylko do procesu wewnątrzpsychicznego, że spełnia ją też pomieszczająca przestrzeń związku. (Nieprzetworzone elementy beta są tym, co tworzy obronę, albo inspiruje poszukiwanie pomieszczania poza związkiem). Wielkość obszaru, który podlega pomieszczeniu w związku małżeńskim zależy od stopnia integracji wewnętrznej każdego z partnerów. „
Doświadczenie rzeczywistej relacji seksualnej może stymulować rozwój wewnętrznej reprezentacji pary pod warunkiem, że wspólny obraz pary rodzicielskiej nie wzbudza zbyt dużego poczucia zagrożenia, i nie uruchamia zbyt sztywnych obron” [1, s.97]. Przestrzeń pomieszczająca wystarczajaco elastyczna, żeby dokonywać niezbędnych przekształceń, a jednocześnie chronić parę przed lękiem, pozwala w pewnym stopniu przepracowywać dziecięce konflikty, a w pewnym mieścić to, co w każdym z partnerów pozostaje nieprzetworzone/niezmienione – mieścić zadowolenie i rozczarowanie. Wiele małżeństw pomieszcza dość spore obszary patologii (braku połączenia między częściami siebie), ponieważ stanowią one część zintegrowaną ze związkiem jako całością [1, s.102]. W tym rozumieniu do terapii zgłaszają się te pary, którym nie udało się z różnych powodów dokonać niezbędnych w danym momencie przekształceń (związanych też ze zmianami w cyklu życia, które pobudzają nieświadome fantazje).
7
O pomieszczaniu obronnym Wzajemny wybór partnerów w oparciu o wspólne nieświadome lęki powoduje, że każdy z nich najsłabiej pomieszcza te obszary, w których sam najbardziej potrzebuje pomieszczania. Funkcję
pomieszczania przestaje pełnić relacja, a zaczyna ją pełnić jeden partner dla drugiego, chroniąc oboje partnerów będących na zewnątrz przestrzeni, którą tworzą w związku, przed tym co wewnątrz, czyli przed tym, co w tej przestrzeni nieświadomie pomieszczają, co tam trzymają, co podlega odcięciu i kontroli, a nie rozwojowi. W wyniku wspólnych obron przed wspólnym lękiem, ustaje przetwarzanie projekcji i wtórne ich uwewnętrznianie. Relacja silnie obronna nie dopuszcza niezależnego rozwoju jednego z partnerów, ponieważ zagraża on wspólnej obronie pary. Partner, który sam kiedyś nie był pomieszczany, i pragnie zapewnić sobie to pomieszczanie przez obronną strukturę małżeństwa, zamiast rozwijania tej umiejętności domaga się pomieszczania i pozostaje dzieckiem. Drugi partner w asymetrycznej relacji pomieszcza go, sam będąc nieświadomie pomieszczany. „Silny-pomieszczający nie zdaje sobie sprawy ze swojej emocjonalnej słabości. Słaby-pomieszczany nie zna swojej emocjonalnej siły” [1, s.115]. Partner pomieszczany, przeżywa swoje życie jako zawierające się w całości w granicach zakreślonych przez małżeństwo, z minimalnym zaangażowaniem poza nim. Partner pomieszczający, gdy obronna natura relacji pary staje się zbyt dużym ograniczeniem, szuka wolności poza związkiem – np.w romansie lub terapii indywidualnej. Psychoterapia jako bardziej akceptowalny sposób poszukiwania wolności niż romans, ma z nim część wspólną. W obu pojawia się szansa pracy nad rozwojem kreatywnej pary.
Treści rozegrane konkretnie i fizycznie w postaci seksualnego związku pozamałżeńskiego można symbolicznie przepracować w relacji pacjenta i terapeuty. Parze trudności przysparza nie tyle indywidualny rozwój jednego z partnerów, ile niemożność pomieszczania napięcia, które się z tym wiąże w ramach związku [1, s.140]. Kiedy oboje partnerzy desperacko domagają się pomieszczenia, wikłają się w rozpaczliwą walkę o to, kto będzie dzieckiem. Presja tej potrzeby jest tak duża, że żadne z nich nie jest w stanie dostrzec jej, ani zaspokoić u partnera. Ruszczyński opisuje trzy typy par o charakterze obronnym:
1.
Para zlana: wyrażenie własnej indywidualności wywołuje w drugiej osobie poczucie dużego zagrożenia lub odrzucenia. Dla obojga różnica i odrębność jest skrajnie zagrażająca. Bronią się poprzez projekcję, uznając związek za jedyne bezpieczne miejsce, a świat zewnętrzny za wrogi i zagrażający.
2.
Para walcząca ze sobą: nieustannie wyrażająca wobec siebie jedynie gniew i nienawiść, w ciągu nieprzerwanych kłótni i konfliktów. Wydaje się niezrozumiałe dlaczego wciąż są razem. Dobre doświadczenia mieszczą się na zewnątrz związku.
3.
Para podzielona: partnerzy utrzymują między sobą stan rozdzielenia. Jeden partner nieustannie wyraża potrzebę niezależności, nieświadomie wiedząc, że druga osoba wyrazi pragnienie bycia razem. Kiedy jeden szuka bliskości, drugi reaguje wycofaniem i żąda większej niezależności [1, s.208].
8
Poziom organizacji osobowości partnera a przeniesienie i przeciwprzeniesienie w małżeństwie W terapii indywidualnej pacjent rozwija przeniesienie wobec terapeuty i budzi jego przeciwprzeniesieniową reakcję. Przyjmuje się, że z końcem terapii to przeniesienie jest rozwiązywane. W relacji małżeńskiej przeniesienie nie podlega rozwiązaniu, przeciwprzeniesienie również. “Wydaje się mało prawdopodobne, że związek miałby jakąkolwiek wartość, gdyby partnerzy jako tak dobrze wyodrębnione i zintegrowane osoby, nie mieli dłużej potrzeby dokonywania wzajemnych projekcji” [1, s.103] . O ich sile, i po części o ich treści stanowi poziom organizacji osobowości partnerów. Sięgnęłam do opisu Nancy McWilliams, żeby dać próbkę myślenia o reakcjach przeniesieniowych i przeciwprzeniesieniowych w nieco innym, małżeńskim kontekście, (zamiast pacjent/terapeuta czytam partner). Partner o neurotycznym poziomie organizacji osobowości nie wzbudza u partnera ani morderczych skłonności, ani przymusu rzucenia się na ratunek. Partner z poziomu osobowościowego budzi silne i przykre reakcje, pozbawione ambiwalencji, poruszające i pochłaniające, nadmiernie ostre lub przesadnie opiekuńcze, miłość kiedy przejawia depresję, lęk, bezradność (nagradzanie za regresję), i nienawiść
kiedy jest “zdrowy” (karanie za indywiduację). Ani bliskość, ani dystans nie są komfortowe. Bliskość w regresyjnej, zależnej relacji budzi poczucie bezpieczeństwa, ale też zanurzenia, całkowitego pochłonięcia, bycia kontrolowanym, infantylizowanym, wpadania w panikę, strachu przed porzuceniem. Partner może być spostrzegany jako całkowicie dobry/zły, a próby udzielenia pomocy jako atak. Ograniczenia i brak pomocy budzą wrogość, samotność i separacja totalną porzuceniową rozpacz. Życie z takim konfliktem, przy ograniczonej zdolności spostrzegania własnej patologii, jest wyczerpujące dla obu partnerów [4, s.79].
O psychodynamicznej pracy z parą
Założenia:
1.
Diagnoza i leczenie dotyczy relacji pary, a nie indywidualnej psychopatologii partnerów. Interwencje dotyczą wspólnego konstruktu nieświadomości pary, nie całej pary, ale tego, co dziecięce, wykreowane w parze w obszarze przeżyć i myśli związanych z wspólnym nieświadomym obrazem relacji seksualnej mężczyzny i kobiety. Przywoływanie tej części pary, gdzie jest dorosła część, ego wolne od konfliktu – docenianie jej, ale też nie skupianie się na niej (jak w terapii systemowej).
2.
Rodzaj identyfikacji projekcyjnej między partnerami decyduje o tym, czy bardziej odpowiednia będzie równoległa psychoterapia każdego z partnerów z jednym terapeutą, przy zachowanej komunikacji w parze terapeutów (mam ochotę dodać i wspólnej superwizji), czy wspólna praca pary z dwoma terapeutami. Wspólna sesja pary prowadzona przez jednego terapeutę dotyczy par ze zintegrowaną pozycją depresyjną. spólna sesja
pary prowadzona przez dwóch terapeutów dotyczy par, w których partnerzy funkcjonują na 9 poziomie obiektu częściowego, dominuje zaprzeczenie i rozszczepienie. Dla par, które osiągnęły pozycję depresyjną, ale jej nie zintegrowały, terapia wspólna nie jest właściwą formą leczenia: “Gdy małżonkowie zaczynają rozpoznawać, co jeden partner robi drugiemu, i doświadczają związanego z tym niepokoju i smutku, wówczas każdy z osobna potrzebuje pomocy” [1, s.190]. Kiedy partnerzy lepiej radzą sobie ze świadomością winy i odrębności, obie wersje terapii są ok.
3.
Metodą z wyboru w psychodynamicznym leczeniu par jest wykorzystywanie przeciwprzeniesieniowych uczuć pary terapeutycznej wywołanych przez identyfikację projekcyjną dokonywaną przez pacjentów w procesie odzwierciedlenia.
Relacja pary jako pacjent
Wewnętrzny świat każdego z partnerów, w związku pary ujawnia się, i udostępnia poznaniu. Para podejmująca psychoterapię wnosi własne, już istniejące w ich związku przeniesienie, i przeciwprzeniesienie, które współistnieje i przeplata się z przeniesieniem i przeciwprzeniesieniem w relacji pary z parą terapeutów. Złożony i bogaty labirynt relacji przeniesieniowych stanowi : indywidualne przeniesienie w relacji z każdym z terapeutów, przeniesienie małżeńskie oparte na wspólnych fantazjach i obronach w relacji z każdym z terapeutów, indywidualne i małżeńskie przeniesienie w relacji z dwoma terapeutami jako parą.
Badanie więzi z nieświadomym obrazem małżeństwa rodziców Para rodzicielska, realna i stwarzana w fantazji, czyli wewnętrzna para oraz relacja, którą jednostka z nią nawiązuje kształtuje nadzieje, lęki i oczekiwania, które wpływają na wybór partnera w dorosłym życiu. Część nadziei, które partnerzy inwestują w decyzję o zawarciu związku małżeńskiego stanowi perspektywa rozczarowania, a nawet zdrady. W zależności od tego, jak
przebiegał proces pomieszczania w relacji dziecko-matka, jaka jest więź z obrazem małżeństwa rodziców, a w konsekwencji natura świadomego i nieświadomego porozumienia zawartego na początku związku, partnerzy przeżywają zawód jako bolesną i nieuniknioną część procesu rozwojowego, zmierzającego do wykształcenia zdolności przeżywania zdrowej ambiwalencji, albo jako niewierność i zdradę, która nieodwracalnie niszczy zaufanie, niezbędną podstawę każdego trwałego związku dwojga ludzi, pozostawiając cynizm albo pragnienie zemsty. Tam, gdzie nie było wystarczającej ochrony przed lękiem, proces wyboru cech osobowości rodziców do
uwewnętrzniania został zatrzymany lub zniekształcony. Patologiczne rozwiązanie w postaci pochłonięcia rodziców w całości dało nierealistyczny, idealizowany lub zdewaluowany obraz małżeństwa rodziców. Tak sobie myślę, że różne wersje nieświadomego obrazu pary to temat na odrębne seminarium: Czy to jest współczująca para rodzicielska – budząca miłość, poczucie straty, zazdrość, ale i radość z własnych impulsów? Czy para kreatywna wzbudzająca głównie zawiść?
Czy para destrukcyjna? A może para niedostępna? Jakie przeżywanie jest dostępne danej parze? Jak
10
w poznaniu przeciwprzeniesieniowym odtwarzać obraz pary charakterystyczny dla danego małżeństwa, uczucia i obrony jakie budzi, i w procesie leczenia zastępować je bardziej adekwatnymi? Cieszyłabym się, gdyby Ktoś z Państwa gotów był to rozwinąć. Proces odzwierciedlania oparty na przeciwprzeniesieniu czyli wykorzystaniu uczuć pary terapeutycznej wywołanych przez identyfikację projekcyjną dokonywaną przez pacjentów Zgodnie z doświadczeniem, że procesy oddziałujące w relacji pacjenta i terapeuty odzwierciedlają się w relacji terapeuty i superwizora, w Tavistock przyjęto założenie, że para terapeutów odzwierciedla interakcję pary małżeńskiej we własnej relacji, jeśli potrafi omawiać swoją pracę z parą, włącznie z kwestią uczuć w relacji między nimi jako współprowadzącymi terapię. Jeśli para terapeutów jest w stanie pomieszczać, a nie rozgrywać umieszczone w ich relacji treści, myśleć o nich i przetwarzać je, pomaga parze małżeńskiej realizować te funkcje samodzielnie. Para terapeutów umożliwia parze małżeńskiej uwewnętrznianie zagrażających uczuć i przywracanie
zdolności ich przetwarzania na dwa sposoby: przez interpretacje i zarządzanie procesem terapii. Jako przykład ilustrujący ten drugi sposób Ruszczyński opisuje fragment doświadczenia z psychoterapii pary, która zgłosiła się z problemem trudności w znalezieniu w napiętych rozkładach zajęć czasu, który mogliby spędzać razem jako para, albo jako rodzice dwójki małych dzieci. Terapeuci w parze doświadczyli trudności w spotykaniu się, i omawianiu pracy z parą między sesjami. Planowali spotkanie, po czym jeden z nich zapominał o tym. Nie było dla nich jasne jaka jest natura lęku leżącego u podstaw obronnej relacji niespotykania się, ani dlaczego w tej parze przybiera taką postać, ale zrozumienie, że jako terapeuci odzwierciedlają problem pary i wznowienie regularnych spotkań, o odpowiedniej ilości czasu na omawianie pracy z parą odzwierciedliło się w parze małżeńskiej w nieopuszczaniu sesji i zrezygnowaniu z części zewnętrznych aktywności na rzecz spędzania czasu ze sobą i z dziećmi. Para małżeńska nieświadomie zidentyfikowała się ze sposobem w jaki para terapeutów radziła sobie z umieszczonymi w nich treściami i uwewnętrzniła go [1, s.215]. Wpływ psychoterapii indywidualnej jednego z partnerów na konflikt pary. Przeciwprzeniesienie na nieleczonego partnera. Trójkąt
terapeuta – pacjent – partner małżeński To jeszcze jeden aspekt, który na koniec wydaje mi się warty zaznaczenia. Jeden z partnerów nawiązuje intymny związek z terapeutą bądź terapeutką, z którego drugi jest wykluczony. W niekorzystnej sytuacji partner pozostający poza terapią wzmacniając swoje projekcje, podtrzymuje status quo w procesie wzajemnego wzmacniania małżeńskich projekcji, wbrew najwytrwalszymwysiłkom terapeuty indywidualnego i leczącego się partnera. W korzystnej sytuacji partner nieleczący się, rozwija się wraz z leczącym się [5, s.247].
Bibliografia:
1.
red. Ruszczyński S. Psychoterapia par. Teoria i praktyka w Instytucie Badań nad Małżeństwem Kliniki Tavistock. Warszawa, Oficyna Ingenium; 2012
2.
Drozdowski P. Psychoterapia psychodynamiczna. www.kcp.krakow.pl/materialy/psychoterapia-psychodynamiczna
3.
Ogden T.H. Ponowne odkrywanie psychoanalizy. Myślenie i śnienie, uczenie się i zapominanie. Warszawa. Oficyna Ingenium; 2010
4.
McWilliams N. Diagnoza psychoanalityczna. Gdańsk. GWP; 2009
5.
Willi J. Związek dwojga. Psychoanaliza pary. Wydawnictwo J.Santorski&Co; 1996
6.
Berglund G., Abrahamsson E. Creative conversations. Meetings with family therapists and their ideas. Stockholm. Mareld Books;2000